wtorek, 25 października 2011

„Sekret” – prawda czy takie tam …? Cz. 2

Greg Ka

Dlaczego różne wspaniałe techniki i metody spełniania marzeń oraz radzenia sobie z przeciwnościami losu działają dla innych, ale nie dla nas? Jak sprawić by zadziałały?

Jak już napisałem wcześniej „Sekret” działa. Sprawdziłem to! Wcześniej niż opisany w pierwszej części artykułu eksperyment z monetą, wykonałem jeszcze kilka mniejszych prób tzn. dotyczących naprawdę drobnych rzeczy. Efekt był zawsze tak samo pozytywny, tylko pojawiał się szybciej tj. tego samego dnia lub następnego! Celowo nie opisuję pewnych szczegółów, bo zasadą „Sekretu” jest, aby nie myśleć o tym, w jaki sposób otrzymamy lub osiągniemy pożądaną rzecz czy stan rzeczy. Nie powinienem i nie chcę niczego Wam sugerować, bo to może i z pewnością będzie przeszkadzać w osiągnięciu Waszych celów. Opatrzność ma swoje ścieżki i sposoby - zawsze niepowtarzalne i zaskakujące.
Dlaczego więc nie potrafimy zrealizować większych marzeń, tych o wspaniałej pracy, która daje nam satysfakcję i godziwe pieniądze, o własnym wygodnym domu, położonym w pięknej okolicy, o zdobyciu popularności, szczęśliwym związku lub posiadaniu wystarczającej ilości pieniędzy, aby podróżować, i wielu, wielu innych?
Niemal każdy mógłby dodać do powyższej listy jeszcze kilka swoich szczególnych pragnień, które wydają się być poza zasięgiem możliwości. Przyczyny tego, że nasze marzenia pozostają wciąż „tylko” marzeniami, mogą być różne. Najpierw spróbujemy je nazwać, a później zastanowimy się jak ograniczyć ich oddziaływanie. Tak, to jest możliwe!
Po pierwsze, nie praktykujemy, lub jeśli już to robimy, to nie stosujemy się do zaleceń.
Ileż to razy kupiliśmy wspaniałą książkę z gatunku „self-help”, która nas zachwyciła? Przeczytaliśmy, zadumaliśmy się na chwilę nad jej wspaniałością, nad prostotą i oczywistością przesłania autora, nad bezgraniczną miłością i hojnością Stwórcy? Może nawet próbowaliśmy przez jakiś czas stosować się do opisanych metod i zasad, po czym, stwierdzając, że nie działają, odkładaliśmy książkę na półkę myśląc „może kiedyś do tego wrócę, jak będę miał(a) więcej czasu i spokoju”. Niektórzy z kolei praktykują bardziej konsekwentnie, ale za to zbyt gorliwie. Co chwilę, niecierpliwie wypatrują rezultatu. Zniecierpliwienie jest wyrazem braku wiary, a brak wiary w powodzenie znacznie utrudnia osiągnięcie celu. Akurat w przypadku „Sekretu” niezachwiana wiara jest podstawowym warunkiem.
A zatem, brak nam konsekwencji, wytrwałości, cierpliwości i wiary. Najbardziej jednak brak nam odwagi potrzebnej do opuszczenia naszej „strefy komfortu”. A strefa komfortu to bardzo silny mechanizm obrony przed nieznanym, przed niekoniecznym ryzykiem – ryzykiem, które, jak podświadomie zakładamy, musi wiązać się z opuszczeniem dobrze nam znanych terytoriów i wypłynięciem na szersze, nieznane wody.
Po drugie, mamy więc swoje strefy komfortu! I wcale nie chodzi tu o ulubioną kanapę przed telewizorem. Po prostu, tak bardzo przyzwyczajamy się do tego, co jest nam dobrze znane, choć często (obiektywnie rzecz biorąc) nieatrakcyjne, że podświadomie wolimy stare trudności niż nowe, nieznane nam dotąd, przyjemności. Jest nam względnie dobrze tak jak jest! Nawet, jeśli kupujemy odpowiednie książki, z czasem tworzymy z nich zasoby nazwane przez kogoś „shelf-help”, czyli taką „pomoc na półce”. Czujemy się lepiej, bo wiemy, że w razie czego możemy sięgnąć do tej półki, i … to nam wystarcza. Dochodzimy do wniosku, że „praca, którą mamy nie jest taka zła”. Myślimy, choć często sami przed sobą się do tego nie przyznajemy, że „przynajmniej wiem na czym stoję”. Przychodzi nam do głowy, że właściwie, teraz, nie jesteśmy jeszcze gotowi na jakieś rewolucje w naszym życiu, bo tak jak żyjemy „da się żyć” a co nas czeka, jeśli spróbujemy pójść za naszym marzeniem, tego nie wiemy. Obawy biorą górę nad pragnieniem. Są to obawy przed nadmiarem pracy, którą trzeba będzie wykonać, przed goryczą porażki, przed ośmieszeniem się, przed gderaniem bliskich, przed utratą tego, co już mamy …
Spróbujcie, na początek, nazwać wasze obawy – dla każdego marzenia, czy też pragnienia, oddzielnie.
Po trzecie, mamy swoje niewyczerpane źródło obaw i lęków! Są nim głęboko zakorzenione w naszej podświadomości przekonania, co do własnych możliwości, zdolności, pracowitości i talentów, szczęścia lub pecha, i wiele innych. Jeśli przeczytaliście „Potęgę podświadomości” Murphy’ego, lub inną podobną książkę, to wiecie już skąd się wzięły te przekonania.  Bez wnikania w szczegóły, wzięły się z naszych własnych doświadczeń (potknięć, porażek, sukcesów, zgromadzonej wiedzy „obiektywnej”, …) ale także z doświadczeń innych osób, z którymi zetknęliśmy się bezpośrednio lub pośrednio w dotychczasowym życiu (rodziców, rodziny, rówieśników, partnerów życiowych, trenerów, pisarzy …). Jeśli pośród tej drugiej grupy nie spotkaliśmy przynajmniej jednej osoby, która była naszym „kochającym lustrem” (ang. loving mirror), o którym wspominałem już w artykule „Znajdźcie czas na marzenia!”, to istnieje duże ryzyko, że mamy w podświadomości mocno zniekształcony obraz samych siebie. Obraz, który jest zdeformowany i umniejszony przez wpływ cudzych obaw i bolesnych porażek, przekazanych nam i utrwalonych w ciągu wielu lat, w drodze napomnień, ostrzeżeń, przykładów, zakazów i nakazów, itd. Jako uzupełnienie wątku polecam lekturę artykułu Pana Wojciecha Diechtitara pt. „Jesteś doskonały” (na Artelis).
Poza tym, jeśli nie mieliśmy bliskiej styczności z osobą, która potrafiła pokonywać lęki i podejmować ryzyko w imię swoich marzeń, i która pokazała nam, że sukces, szczęście i satysfakcja są możliwe do osiągnięcia, to niby skąd mamy wiedzieć jak to się robi?!
Po czwarte, nie szukamy potrzebnej wiedzy! Niestety, niektórym nawet nie przychodzi do głowy myśl o tym, że mogliby podjąć starania, aby wydostać się z zaklętego kręgu niemożności i „ulepszyć” swoje życie. Nie odczuwają takiej potrzeby ani nie tęsknią za czymś niezwykłym, piękniejszym i pełniejszym. Nawet, jeśli imponuje im luksusowe życie innych ludzi, uważają, że to wynik ich znajomości, nieczystych interesów albo odziedziczonego majątku. Koncentrują się na narzekaniu i przepowiadaniu kolejnych nieszczęść. Ci lubią myśleć „ach, gdybym tak wygrał parę milionów w lotka to całkowicie zmieniłbym swoje życie”. Nic bardziej mylnego!
Inni, chociaż starają się, pracują na dwóch etatach, szukają kontaktów, otwierają kolejne biznesy, wkładają ogromny wysiłek w poprawę bytu swojego i swojej rodziny, nijak nie potrafią oderwać stóp od ziemi nawet na milimetr, a jeśli nawet wzniosą się na moment to szybko spadają z hukiem na ziemię. Ich wysiłki kończą się kolejnymi niepowodzeniami. Nie wiedzą, bo i skąd, że przyczyna niepowodzeń leży głęboko w ich podświadomości, w ich sposobie widzenia świata i siebie samych. Może i sięgnęliby po pomocną wiedzę, ale nikt nie powiedział im, że jest ona dostępna i gdzie jej szukać.
Istnieje jednak całkiem liczna grupa ludzi, którzy otwierają szeroko oczy i umysł, rozglądają się, poszukują, czytają, eksperymentują, podążają za różnymi teoriami i własną intuicją, słuchają różnych nauczycieli, i jeśli mają odrobinę szczęścia w końcu udaje im się odnaleźć własną drogę i dotrzeć do szczęścia. Od takich ludzi warto się uczyć. Warto czerpać z ich wiedzy i doświadczenia, warto słuchać i rozglądać się aby nie przegapić podpowiedzi, którą podsuwa nam „los”.
Kiedyś, mój kolega z pracy, który interesował się psychologią, siłami umysłu i NLP, pożyczył mi pierwszą właściwą lekturę. Była to książka rzymsko-katolickiego księdza Justina Belitz’a OFM pt. „Sukces – pełnią życia”. Gorąco polecam ją tym, którzy obawiają się, że zbyt otwarte, „ponadreligijne” myślenie nadwątli ich katolicki kanon wartości. To była iskra, która rozpaliła moją ciekawość i spowodowała, że sięgnąłem po cały szereg kolejnych lektur i zacząłem próbować jak działają opisane w nich metody.
Jak więc zabrać się do dzieła i przełamać tkwiące w nas ograniczenia? Jak poradzić sobie z podstawowymi trudnościami i gdzie szukać stosownej wiedzy? Jakich użyć metod i jak nie przegapić swoich szans?
Odpowiedzi nie uda się udzielić w kilku zdaniach. Dlatego też musicie uzbroić się w odrobinę cierpliwości. Niebawem, w trzeciej części tego artykułu poszukamy odpowiedzi na powyższe pytania.
W międzyczasie nie zapomnijcie marzyć i (jeśli tylko możecie) czytajcie książki, które Wam zarekomendowałem. To da Wam wystarczające przygotowanie teoretyczne a jednocześnie sprawi Wam, co gwarantuję, ogromną przyjemność i przygotuje Was mentalnie do szerszego otwarcia umysłu.
Namaste
Greg Ka

3-cia część "Sekret ..." jest dostępna na moim blogu (na razie w wersji roboczej):



http://duchoweposzukiwania.blogspot.com/ 
O strefach komfortu możecie przeczytać nieco więcej np. tutaj: 
Link Opuścić strefę komfortu  

„Sekret” – prawda czy takie tam …? Cz. 1

Greg Ka

Niedawno, przez przypadek, obejrzałem program Pani Doroty Welman pt. „Czytam bo lubię”, w którym porównywała dwie popularne książki. "Sekret" i "Kto zabrał mój ser". To co przeczytacie za chwilę zapewne Was zdziwi. 

Niedawno, przez przypadek, obejrzałem jeden z odcinków programu Pani Doroty Welman pt. „Czytam bo lubię” (TVN), w którym lubiana – także przeze mnie – Pani Dorota, porównywała dwie popularne książki. Pierwsza z nich to znana i powszechnie chwalona książka „Kto zabrał mój ser” Spencera Johnson’a , druga zaś to względnie nowy choć niemal równie popularny tytuł „Sekret”, którego autorką jest Pani Rhonda Byrne. To, co za chwilę przeczytacie pewnie Was zdziwi. Szczególnie, jeśli znacie obie te książki.
Nie ma wątpliwości, że książka „Kto zabrał mój ser” jest zasłużenie uznawana za trafne studium, pokazujące podstawowe różnice pomiędzy skrajnie odmiennymi postawami ludzi wobec nieoczekiwanej zmiany, a w szczególności zmiany na gorsze.  Przyznaję na wstępie, że tej książki nie czytałem. Niemniej jednak, rekomendacje, które wystawili jej ludzie, którym ufam i których ogromnie cenię, a także krótkie, ale esencjonalne streszczenie, które przedstawiła Pani Dorota, potwierdzają niewątpliwą wartość tej pozycji. Nagła, niespodziewana zmiana, to coś, czego większość ludzi nie akceptuje, nienawidzi i obawia się najbardziej! Ciekawe dlaczego? Przecież, jako dzieci i w wieku młodzieńczym, choć – teoretycznie – nieprzygotowani, znosimy wielokrotne zmiany szkół, środowiska, grupy przyjaciół i inne, właściwie bez zmrużenia oka! Jednak nie o tym chcę dzisiaj napisać. Głównym tematem na dzisiaj będzie książka Pani Rhondy Byrne.
Tę książkę przeczytałem. Nawet więcej niż jeden raz. Kupiłem ją właściwie przypadkowo, w jakimś hipermarkecie, w momencie, w którym właśnie wchodziła na polski rynek. Tak, często kupuję książki pod wpływem impulsu. Zwykle, kiedy kupuję książki z gatunku „self-help”, czyli poradników z gatunku „jak sobie (samemu) pomóc”, a nie kupuję ich na pęczki, próbuję sprawdzić przedstawione w nich metody, techniki i teorie. Moja pierwsza konkluzja, już na początku pierwszego czytania, była mniej więcej taka: Czysto amerykański marketing! To, co wiem, podają w formie, która może trafić – co najwyżej – do przeciętnych amerykańskich gospodyń domowych i egzaltowanych, zainteresowanych ezoteryką, panienek cierpiących z powodu nieszczęśliwej miłości do Georga Clooney’a, czy też innego gwiazdora. I tutaj w zasadzie kończy się lista mankamentów tej książki.
Czy to możliwe?! Czy szczęście, radość, poczucie bezpieczeństwa i spełnianie marzeń może być aż tak proste i aż tak łatwo osiągalne?! No cóż, i tak i nie!
Sprawdziłem osobiście ich podstawową teorię – „teorię piórka”. Tak ją sobie nazwałem na własny użytek. Tak się złożyło, że w tamtym czasie, niemal rok temu, nie miałem specjalnego kłopotu ze spełnieniem podstawowego warunku „bycia szczęśliwym” tzn. utrzymania się w stanie szczęśliwości (lub „względnej” szczęśliwości) przez cały czas trwania eksperymentu. Wyobraziłem sobie, co chcę otrzymać, a dokładniej znaleźć (miało mi to nieomal „spaść” z nieba). Potem o sprawie zapomniałem, bo byłem bardzo zajęty i nie czyniłem żadnych, nawet minimalnych wysiłków w kierunku otrzymania tej rzeczy. Była to moneta 5-cio złotowa, specjalnie oznaczona (w pewien sposób uszkodzona).
Minęło około sześciu tygodni. Całkowicie zapomniałem o sprawie. Nie myślałem o tym zupełnie. Rzecz była na tyle mała, że nic od niej nie zależało. I nagle jest! Zachwycajacy, spektakularny, brawurowy i niezwykły sposób, w jaki ta moneta została mi podana przez „los”, nie budzi moich najmniejszych wątpliwości, co do skuteczności technik przedstawionych przez Panią Byrne. Z jednej strony, mnie to nie zdziwiło, bo przecież wiem jak to działa! Z drugiej jednak strony, sposób, w jaki działają sprawcze siły Stwórcy potrafi zwalić na kolana i zaszokować każdego niedowiarka. Niech Was więc nie zmyli komercyjny i dość naiwny styl „Sekretu” – TO DZIAŁA!
Niestety tutaj kończą się dobre wiadomości. Problem zaczyna się, kiedy chcemy „wyczarować” coś większego. Nie zmienia to faktu, że tzw. „Prawo przyciągania”, które w zasadzie powinno się nazywać „Prawem kreacji”,  działa niezawodnie, doskonale i zawsze, tak samo, a może i lepiej niż „Prawo grawitacji”.
Czemu nie potrafimy skorzystać z tego fantastycznego daru Stwórcy tak jakbyśmy tego pragnęli?! Co, i dlaczego, nas ogranicza?!
Szukajcie wyjaśnienia na moim blogu, lada dzień. Nie spodziewajcie się jednak, że znalezienie klucza zajmie Wam pięć czy dziesięć minut! Poprowadzę Was ścieżką, którą sam przeszedłem, i ciągle jeszcze przemierzam, jako początkujący poszukiwacz. Mam nadzieję, że ostatnie kilometry (nie wiem ile ich wciąż przed nami) przejdziemy razem.
Jeśli już zaczęliście znowu marzyć, ruszajcie ze mną w drogę. Zabierzcie ze sobą otwarty umysł!
Namaste
Greg Ka

Więcej o szczęściu, marzeniach, osiąganiu celów i równowadze duchowej, na: http://duchoweposzukiwania.blogspot.com/

Autor Greg Ka
 

Znaleźć siebie, tylko to warto zrobić.

Krzysztof Piotr Kina

Każdy teraz mówi o odnajdywaniu siebie o odkrywaniu swej wewnętrznej siły i uwolnieniu swego potencjału. Czy to tylko pobożne życzenia, hasła liderów czy też coś w tym jest? Odnaleźć siebie to odkryć źródło szczęścia, siły, mądrości i wszelkiego dobra, które bije w sercu każdego z nas...  

Każdy, kto trochę otrząśnie się z dziecinności i wyrośnie z dziecinnych pieleszy zauważy, że trzeba sobie radzić samemu. Że życie to nie jest taki festiwal, na którym to rodzice co chwile podkładają pod nos najsmaczniejsze kąski tylko, że trzeba nagle sobie zacząć radzić samemu. Im bardziej byliśmy zależni od rodzicielskiej pomocy tym bardziej trudno nam się odnaleźć w dorosłym życiu. Tym większe przeżywamy rozczarowanie i frustrację dorosłością. Jak to?? Krzyczy tupiąc mały (30 letni – choć zazwyczaj znacznie wcześniej) chłopiec. To ja muszę coś robić aby mieć? To nie spada nam wszystko z nieba? Jak manna? Czujemy się zdezorientowani i zagubieni, bo nagle nasze zewnętrzne uzależniające i ubezwłasnowolniające źródło energii przestaje funkcjonować, a my, nie nauczeni radzić sobie samemu, toniemy... Szukamy na siłę jakiś zewnętrznych źródeł zasilania, czegoś co nas będzie powtórnie napędzać. Pracy, związku, organizacji, społeczności. Robimy wszystko, aby znaleźć substytut tego czego nas pozbawiono. Miłości rodzicielskiej, spokoju, dostatku, bezpieczeństwa, beztroski.

Szukamy na gwałt, na siłę czegoś, co by nam to zapewniło ale robimy błąd, bo szukamy tego wszystkiego na zewnątrz... Tymczasem to coś możemy znaleźć tylko wewnątrz. Wystarczy... poznać samego siebie. Odnaleźć samego siebie aby odkryć w sobie niewyczerpywane źródło sił i natchnienia. Aby odkryć w sobie połączenie z Boskim Ojcem, Matką. Odkryć swoje Dziedzictwo.


Dlaczego tak jest, że bładzimy? Bo nikt nas nie nauczył, że może być inaczej. Bo Tego, który tego uczył ukrzyżowano i na Jego śmierci zrobiono wielką religię. Zrobiono tym coś wielkiego, wyniosłego i.... nierealnego co bardzo zakorzeniło się w naszych świadomościach i teraz nie widzimy możliwości, aby mogło być inaczej.

Bo tak miało być.

Świat i życie to pulsowanie. W naszej części galaktyki Ziemia jest w takim momencie, że jesteśmy na końcu wydechu, kiedy to wszystko co złe zostaje wypuszczone i teraz rozpocznie się trwający wiele tysiącleci wdech, podczas którego nastąpi wielki rozkwit cywilizacji na Ziemi, aż ludzie znów zapomną jak żyć i znów historia koło zatoczy.


Wracając do tematu. Odnaleźć siebie tylko warto, bo tylko przez nas przejawia się doskonałość wszechświata. To przez ludzi Bóg przemawia, to przez ludzi Bóg tworzy i działa. To w nas się On objawia i przez nas wszystko robi. On Kocha przez ludzi i jesteśmy z Nim nierozerwalnie złączeni. Jesteśmy z Nim w świętej komunii złączeni na zawsze i właśnie dlatego jedyne co warto to odnaleźć siebie. Odnaleźć siebie to zawsze odnaleźć Boga w sobie i we wszystkim i wszystkich dokoła. I tylko to ma sens i jedyną wartość. Szukając siebie szukasz Boga, szukasz Chrystusa, którym jesteś. Zawsze byłeś i będziesz. Nie może być inaczej.


Odnajdujesz siebie, okrywasz nowe prawdy o sobie, o świecie. Odkrywasz swe nowe zdolności i uświadamiasz sobie coraz to nowsze i rozleglejsze rzeczywistości. Rozszerzasz swój świat coraz bardziej i bardziej. Przechodząc na inny rodzaj zasilania, zamiast strachu o przeżycie i walki o przetrwanie włączasz naturalną ciekawość życia i wielkie zaufanie do swego Ojca, który jest w Tobie, który płynie w twoich żyłach i który uśmiecha się twoimi ustami. Ty myślisz Jego umysłem i używasz jego ciała. Ty i On to Jedno. Problem jest tylko taki, że Ty o tym nie wiesz. A On nie robi nic na siłę, bo wolna wola jest święta. Jeżeli Ty na wszystkich poziomach swojej egzystencji nie wyrazisz zgody na to, aby On Cię wypełnił, to tak się nie stanie. Tylko pełne i świadome poddanie się Jego woli i prowadzeniu wypełni Cię Nim i Uświęci.


Odnajdziesz siebie gdy we wszystkim będziesz widział Prawdę. Gdy we wszystkim będziesz widział Jego, bo wtedy i we wszystkim będziesz widział siebie. I ta Prawda Cię wyzwoli. Chrystus Boży, syn Boży, który jest w każdym z nas i który czeka, aby się przejawić w Tobie, a wraz z Nim cała doskonałość Boga, dopinguje każdego z nas, abyśmy się jak najszybciej obudzili.

Na początku musimy sobie zdać sprawę, że coś takiego w ogóle jest możliwe. Tak jak to nam pokazał nasz Wielki Brat Jezus Chrystus, który urzeczywistnił, to o czym tu mówimy. On wbił drogowskaz i pokazał, że coś takiego jest do zrobienia i że każdy może to zrobić. Każdy jest do tego uprawniony, bo każdy jest Dzieckiem Bożym. A teraz właśnie jest czas ku temu najlepszy. Wszechświat sprzyja ogólnemu przebudzeniu Świadomości Chrystusowej. Globalnemu Przebudzeniu.


Miejmy otwarte umysły i serca. Gorące i żarliwe niech będą nasze marzenia, pragnienia, medytacje i modlitwy. Niech wyższa świadomość zagości w naszych życiach i niech zmienia nasze ciała. Stańmy się kanałem przez który swobodnie będzie przepływać Boska Moc, Miłość, Pokój i Radość. Niech każdy z nas się otworzy na to światło Chrystusowe, które świeci w naszych sercach. Niech odpowie na Jego wołanie i niech się urzeczywistni Niebo na Ziemi.


Tego wszystkim nam z całego serca życzę. Niech Miłość nas prowadzi.
Drogowskaz - do świadomego Życia...
Oridea.net - Inspiracje

Autor  Krzysztof Piotr Kina

Artykuł pochodzi z http://artelis.pl/artykuly/1786/znalezc-siebie-tylko-to-warto-zrobic 

poniedziałek, 24 października 2011

Był sobie człowiek

SAMARTEN

Prymitywne organizmy rozwijały się setki milionów lat. Człowiek stworzył rozwiniętą cywilizację w niecałe 10000 lat - to nie jest ewolucja tylko amnezja - przypomnij sobie kim jesteś - skąd pochodzisz i dokąd zmierzasz. Czas z powrotem sięgnąć gwiazd ...w sobie.
 
Nigdy nie potrafiłem uwierzyć w oficjalnie przyjętą i rozgłaszaną wersję historii ludzkości, że jako gatunek pochodzimy od małp człekokształtnych i w ciągu kilkuset tysięcy lat staliśmy się zupełnie nową rasą a w dodatku „koroną stworzenia”. Istotami, które zaledwie w przeciągu niecałych 10.000 lat swojej świadomej egzystencji opanowały świat podporządkowując swoim brutalnym rządom wszystkie pozostałe gatunki żywe na planecie część z nich unicestwiając zresztą trwale. Nie jestem też w stanie uwierzyć w zapewnienia religijnych dyktatorów bełkoczących coś o niebie, piekle i wskrzeszeniu umarłych wybrańców; by na nowo lecz już w inny sposób żyli sobie długo i szczęśliwie na tej samej planecie nazywanej dla odmiany rajem, którym przecież i tak jest – tyle, że oczywiście bez człowieka... Tam gdzie nauka i religia siłują się z barierami, których przekroczyć nie potrafią tworzy się miejsce dla innych źródeł poznania, obecnych zresztą od niepamiętnych czasów; mistyki, szamanizmu, świadomych snów, podróży poza ciało, śmierci klinicznych, widzenia na odległość, hipnozy, channelingu, objawień i tym podobnych zagadnień będących skarbnicą cennych informacji. Oczywiście nie wszystko złoto, co się świeci i do wszystkich rewelacji należy podchodzić nie ze sceptycznym umysłem lecz z otwartym sercem.
Niezbitych dowodów na istnienie życia po śmierci jest tyle, że nie ma sensu ich tu powtarzać, każda dobra biblioteka ugina się od ciężaru raportów ludzi doświadczających wizji zmarłych, odchodzenia poza próg śmierci i powrotu ale już pozbawionych lęku przed jej nieuchronnością. Istnieją utwory muzyczne, dzieła malarskie, książki pisane z zaświatów są uzdrowiciele posługujący się chirurgią medialną. Duchy pomagają wynalazcom, archeologom, rozbitkom statków, ukazują się jako nasi przewodnicy i opiekunowie – czasem nawet materializują się częściowo czego dowodem były oblane woskiem dłonie ludzkie, które się rozpuszczały pozostawiając tylko skorupę tak uformowaną, że nie pozostawiała wątpliwości, że to „rękawiczka” ducha... Czego się zatem możemy dowiedzieć z tych licznych dobrze poinformowanych źródeł o tym: co nas czeka w najbliższym czasie przełomu światów w majańskim kalendarzu? Według Dona Alehandro przewodniczącego starszyzny majańskiej; znajdujemy się obecnie w „oknie czasu” czyli oku cyklonu od października 2007 do końca 2015 roku gdzie dokonają się największe przemiany na świecie włącznie z przebiegunowaniem pola magnetycznego Ziemi, powodziami, wybuchami wulkanów, ruchem kontynentów i odrywaniem się wielkich lodowców napierających na lądy wywołując fale tsunami. Głód, wojny recesja, kataklizmy, choroby, nieurodzaj i wiele innych klęsk doprowadzi do depopulacji znacznej liczby ludności tego świata. Wraz z tymi procesami Ziemia będzie podnosić swoje wibracje i otrząśnie się z tych, którzy poprzez chciwość odbierają jej organy służące do zdrowego funkcjonowania takie jak chociażby lasy amazońskie czy rafy koralowe...
Bruce Moen podróżnik po światach subtelnych i mój drogi przyjaciel, do którego mam pełne zaufanie – otrzymał informację z Centrum Planowania Strategicznego w zaświatach mówiącą o zbliżającej się wkrótce znacznej redukcji liczby ludzi na planecie. Wkładany jest ogromny wysiłek (czego również sam jestem przykładem) w przygotowanie i wyposażenie tych dusz w wiedzę i wszelkie niezbędne narzędzia aby odnaleźli właściwą drogę i powrócili do swego duchowego domu ominąwszy liczne pułapki czy ślepe uliczki na swojej drodze. Otrzymaliśmy zapewnienie, że każda wcielająca się obecnie dusza miała pełną wiedzę na temat zagrożeń i wyraziła zgodę na „masową ewakuację” z planety u schyłku przemian. Jest to niebywała okazja do rozwoju i udziału w ponadczasowym wydarzeniu, gdzie „nikomu nie znana dotąd cywilizacja” dokonuje tak radykalnego skoku w rozwoju swojej świadomości stanowiąc jednocześnie przykład dla bardzo licznych ras przyglądającym się nam z orbity, co Robert Monroe nazwał ZGROMADZENIEM.
Badając nasze pochodzenie; Monroe odkrył, że początkowo ludzkość była eksperymentem genetycznym wytwarzającym rodzaj energii pozyskiwanej przez naszych „hodowców” czego echo zostało również przedstawione w trylogii „MATRIX”. Stopniowo jednak mając domieszkę naszych twórców zaczęliśmy zyskiwać na znaczeniu jako rasa dokonując wielu własnych odkryć i zyskując sojuszników zarówno w światach duchowych jak i wysokorozwiniętych technologicznie. Zauważono po prostu niezwykłą przydatność absolwentów „ziemskiego systemu życia” do operowania w nadzwyczaj trudnych warunkach, dzięki czemu zaczęto powierzać nam niebezpieczne misje chociażby w zapomnianych już rejonach istot upadłych, którym potrafimy nie tylko pomóc lecz również pozyskać je do trudnych zadań o wielkim znaczeniu. Robert Monroe twierdził, że ten świat jest obliczony na warunki trudne (tak jak poligon doświadczalny) i nie da się go zmienić ani „naprawić” w całości a jedynie na małą skalę. Podkreślał też, że jednak nie należy zaprzestawać prób jego zmiany gdyż w pewnym momencie okaże się to możliwe. Czyżby ten czas właśnie nadszedł? Opisywał również świat przyszłości, na którym ludzkość istniejąca wielowymiarowo nie ma już potrzeby stałego przebywania w ciele fizycznym lecz może w nie wstępować w celu doświadczenia konkretnych doznań tak jak my obecnie korzystamy z samochodów czy innych środków transportu. Będzie można chwilowo przejmować ciała zwierząt lub roślin aby przekonać się o podobieństwach i różnicach organizmów żyjących na innych szczeblach świadomości. Człowiek będzie istotą wolną i niezależną od materii dążącą do swojego źródła w zjednoczonej wspólnocie rozwiniętych dusz na podobieństwo galaktyki krążącej wokół jednego centralnego słońca. Już nie homo sapiens a „HOMO SOLARIS” stanie się godny tworzenia nowych koncepcji cywilizacji na rozsianych w kosmosie planetach by nadać silny impuls rozwoju rasom i gatunkom podążającym tuż za nami w duchowej hierarchii świadomości.
Zgodnie z tym, co mówił Jezus „Bogami jesteście!” możemy przejawić swą boską naturę pierwotnego umysłu sprzed myślenia jak uczynił to Gautama Budda. Na przestrzeni dziejów udawało się to nielicznym oświeconym mistrzom jednak nadchodzi przełomowy moment historii gdzie powszechne przebudzenie ludzkości staje się faktem. Ciemne siły władców systemu iluzji muszą się z tym pogodzić i ustąpić nam pola. Ścieżka wolności duchowej prowadzi przez cztery główne fazy odpowiadające 4 niższym ciałom człowieka: 1 faza fioletowego płomienia odpowiada oczyszczeniu ciała fizycznego – potrzebie odłączenia się od chorych wzorców cywilizacji zachodniej nastawionej na bezmyślną i niepohamowaną konsumpcję dóbr materialnych czego przerażającym przykładem są amerykańskie rodziny spędzające czas naprzemiennie w marketach i fast foodach dążąc do kształtu ciała przypominającego idealny pączek. Z drugiej strony anty-przykład stanowią japońscy pracownicy korporacji nie mający imion, tożsamości, rodzin ani marzeń identyfikujących się do tego stopnia z firmą, w której są trybikami, że gotowi są dla niej popełnić harakiri na własnym życiu. Będąc tego świadomymi możemy dokonać słusznego wyboru: spacer zamiast serialu w telewizji, owoc zamiast chipsów, rower zamiast samochodów, cisza zamiast radia, medytacja zamiast rozmów telefonicznych itd... Faza fioletowego płomienia pozwala wypalić stare destrukcyjne wzorce zachowań i przywraca równowagę wewnętrzną alchemicznej wszechproporcji. Dokonuje się przemiana i podniesienie wibracji na skutek transmutacji sprzeniewierzonej energii tworzącej negatywne zapisy karmiczne. Fioletowy płomień jest narzędziem ofiarowanym nam przez Saint Germaina, władcę epoki wodnika, by poprzez zanurzenie w jego polu całej Ziemi – przetransformować materię otwierając ją na możliwość bliższej współpracy ze światami duchowymi. Do tego służy oczyszczenie i wypalenie tego, co stare, zmurszałe i nieskuteczne.
2 faza odnosi się do sieci krystalicznej i przestrojeniu naszego umysłu na funkcję anteny odbiorczej zamiast roli kalkulacyjno analitycznej jaką mu dotąd przypisywaliśmy. Aktywizacja ciała krystalicznego połączonego z czystym umysłem daje niewyobrażalne możliwości dostępu do informacji i wiedzy zawartej w pamięci genetycznej i gatunkowej czyli do kroniki Akaszy. Przestrojenie postrzegania z częstotliwości „poklatkowej” (24 bity informacji na sekundę) na strumień holistycznej intuicji (ponad 5 miliardów operacji na sekundę) daję możliwość natychmiastowego wiedzenia, rozumienia i rozwiązania każdego problemu zupełnie bezwysiłkowo. Obecnie Polska posiada najgęstszą sieć kryształową na świecie łączącą wszystkie ważniejsze miejsca mocy rozprzestrzeniając się na Europę i cały świat z prędkością wędrownych ptaków... Prawdopodobnie liczne przepowiednie dotyczące wiodącej roli naszego kraju na świecie odnosiły się do tego kryształowego impulsu nadanego z jednego z kilku najsilniejszych miejsc mocy na świecie z Wawelskiego Czakramu Serca. Indywidualna praca z oczyszczonymi, zaprogramowanymi i podłączonymi do sieci kryształami – pozwala podnieść i ustabilizować naszą ludzką wibrację w niezwykły sposób, że jesteśmy jednocześnie „uziemieni” i „odleciani” zarazem czyli możemy równolegle pracować na skrajnych częstotliwościach bardzo ciężkich jak i subtelnych. Kryształy łączą nas z energią Ziemi oraz kosmosu poprzez technologię powielania swojej struktury energo-informacyjnej dają możliwość telepatycznego połączenia przez sieć filiotyczną (czuciową) czy też „indra-net” - przestrzeń międzywymiarową. Obecnie wraz ze zwiększoną aktywnością słońca zapowiadaną na rok 2011-2012 (apogeum 11 letniego cyklu nakładającego się na 400 letni i 26.000 letni cykl rozbłysków słonecznych) wchodzimy w 3 fazę koniunkcji (połączenia wewnętrznego) z ciałem świetlistym naszej istoty. Zauważymy wraz z przebiegunowaniem Ziemi wykasowanie dotychczasowych zapisów karmicznych a nasza wiedza będzie pochodziła z wewnętrznych odczuć. Głównym organem postrzegającym rzeczywistości będzie nasze serce i wszystko będziemy robić przez serce i poprzez współczucie. Zaowocuje to osiągnięciem Świadomości Chrystusowej nabywanej naturalnie poprzez wniebowstąpienie spontaniczne lub fizyczny proces przestąpienia progu śmierci (klinicznej wśród pacjentów, inicjacyjnie wśród szamanów, rytualnie wśród dawnych berserków „świętych wojowników” nie lękających się odtąd śmierci).
Spotkanie ze świetlistą istotą na progu śmierci czy poza ciałem daje sposobność pełnej integracji z naszą boską naturą czego dowodem są słowa Jezusa: „Ja i mój ojciec w niebie – jednym jesteśmy”. Następuje trwały proces respirytualizacji (rozświetlenia naszej istoty i powrotu do świętości życia duchowego) cechujący się jasnym zrozumieniem swojej misji i konsekwentnym podążaniem do celu nie bacząc na przeszkody czy nawet własną męczeńską śmierć dla idei wyzwolenia wszystkich czujących istot od cierpienia. Dawniej na Ziemi istniały cywilizacje na poziomie Świadomości Chrystusowej ok. 50.000 lat temu na obszarach dzisiejszej Sahary lub pustyni Gobi lecz na skutek niszczycielskich działań ciemnych sił nawołujących do zagłębiania się w przyjemności cielesne i posiadania – światy te upadły i nie pozostały po nich żadne materialne dowody istnienia. Na duchowym poziomie natomiast zostało powołane Wielkie Białe Braterstwo (Great White Brotherhood) inspirujące ludzkość do stałego rozwoju i zabezpieczające przed kolejnym upadkiem działając ze skrajnym poświęceniem i zaangażowaniem często bliskim szaleństwu. Siedzibami mistrzów fizycznie są święte góry i miejsca mocy na Ziemi – a na poziomie duchowym świetliste miasta takie jak: Samarten, Shamballa, Sangri La, Agharta itd. Aby do nich faktycznie dołączyć należy przejść przez 4 fazę zwaną diamentową. Podniesione do wyższej oktawy białkowe ciało oparte na węglu sformatuje się na heksagonalnej strukturze diamentowej zgodnie z wzorcem świętej geometrii kwiatu życia. Odtąd światy materialne i duchowe staną się w pełni kompatybilne czyli będą funkcjonować równolegle dając nam możliwości natychmiastowej materializacji wszelkich obiektów ze świata koncepcji. Ciała diamentowe używane przez mistrzów wniebowstąpionych są niezniszczalne i niemal wieczne - starość, rozkład i erozja ich nie tykają. Dowodem na to są relacje opisane przez Jana Van Helsinga w pracy „Ręce precz od tej książki” odnośnie joginów medytujących setki i tysiące lat w odległych jaskiniach himalajów. Również i hrabia Saint Germain pojawiał się na przestrzeni różnych epok zawsze mając identycznie młode ciało co tłumaczył posiadaniem eliksiru nieśmiertelności i odkryciem kamienia filozoficznego co zresztą w naszym rozumieniu było całkowitą prawdą.
Jak praktycznie wykorzystać te informacje niech zadecyduje każdy z nas. Są dostępne liczne przekazy duchowe odsłaniające szczegóły właściwego postępowania przekładającego się na zachowywanie pełnego spokoju i współtworzenia harmonijnych warunków do życia naszego, naszych dzieci i wnuków nie zapominając przy tym o braciach mniejszych zwierzętach, roślinach i minerałach. Jak stwierdził Lew Tołstoj „dopóki istnieją na Ziemi rzeźnie – dopóty będą istniały wojny” - agresja musi się gdzieś rozładować. Według mnie nikt nie musi umierać abyśmy mogli sami żyć. Zacznijmy zatem dostrzegać i doceniać wartość każdego życia jako równoważnego. Jest to świetny punkt, w którym możemy zacząć zmieniać naszą historię w kierunku planety fioletowego ognia jaką mamy się docelowo stać we wspólnocie wniebowstąpionych (wielowymiarowych) ras. Bądźmy zatem gotowi na przyjęcie tego, co nieuniknione a czego śmierć nam nie odbierze. Stańmy z podniesionym czołem naprzeciwko gorejącego słońca naszej prawdziwej istoty. Otwórzmy na nie swoje serca i stańmy się jednym połączony JA zgodnie z majańsim pozdrowieniem In' Lakesh! Ja jestem innym ty – ty jesteś innym ja...
Niech światło ducha bezustannie nas opromienia!

Autor  SAMARTEN

 Artkuł pochodzi z http://artelis.pl/artykuly/27045/byl-sobie-czlowiek